W czerwcu i lipcu 2009 roku przemierzyłem samochodem ponad 5500 km odwiedzając kolejno Słowację, Węgry, Serbię, Bośnię i Hercegowinę oraz Chorwację. Minąwszy Bratysławę oraz węgierskie miasta Gyor, Szekesfehervar oraz Seged opuściłem tereny Unii Europejskiej wjeżdżając do zupełnie innego i na pewno piękniejszego świata. Bałkany to kulturowy tygiel, ale i perła Orientu w sercu Europy. I choć wojna domowa z lat 90. odcisnęła ogromne piętno w sercach bałkańskich narodów to warto odwiedzić ten egzotyczny zakątek Europy. Po odwiedzeniu miast: Subotica, Novy Sad, Belgrad, Srebrenica, Sarajewo, Mostar, Medjugorie i Poctelij dotarłem do Chorwacji.
Chorwacja jest kolejnym z bałkańskich krajów, które dotknęła wojna domowa tocząca się po rozpadzie Jugosławii. Dziś jednak mało kto z przybywających nad Adriatyk turystów o tym pamięta. Zatłoczony i pełen zabytków Dubrownik jeszcze dwadzieścia lat temu był pod ciągłym ostrzałem wojsk serbskich.
I choć miasto to zrobiło na mnie ogromne wrażenie, dosyć szybko uciekłem w bardziej spokojne miejsca dalmatyńskiego wybrzeża Chorwacji. Jadrnanska magistrala ciągnąca się wzdłuż brzegów Adriatyku pozwala dotrzeć w każdy niemal zakątek wybrzeża. Poza tym to jedna z trzech najpiękniejszych dróg na świecie.
Większość osób boi się wyjazdów do sąsiadującej z Chorwacją Bośni i Hercegowiny, tymczasem północne tereny Chorwacji (np. Wojwodina) są wciąż o wiele bardziej zaminowane niż słabo zaludnione bośniackie góry.
Niewielka miejscowość Mali Zaton niedaleko Dubrovnika oraz rodzinny camping Barinica w środkowej części Chorwacji pozwoliły naprawdę odpocząć. Polecam każdemu!