Podróż na Litwę była pierwszym naprawdę zwariowanym wyjazdem w moim życiu. No, bo jak nazwać wakacje z dwiema polskimi stówkami w kieszeni? W ogóle miał to być wyjazd na Mazury, ale dziwny zbieg okoliczności sprawił, że zamiast w Augustowie wylądowałem w Wilnie.
Po przekroczeniu polsko-litewskiej granicy trzeba było opuścić pociąg, by przesiąść się do takiego, który przystosowany był do szerszych (a jakże) torów obowiązujących w krajach dawnego ZSRR. Szczęśliwie w przedziale spotkałem mieszkającą od lat w Kanadzie Polkę, która podróżowała do miejsca swego urodzenia i chętnie przygarnęła biednego studencinę z Polski.
Tak też trafił mi się darmowy ponadtygodniowy nocleg na Antokolu, niedaleko kościoła św.św. Piotra i Pawła. Szybko jednak okazało się, że pretensje do domu, w którym mieszkałem, a który był przedmiotem spadku, mają także bracia i siostry dawno niewidzianej "Kanadyjki". Jednego dnia wyrzucano mnie z domu, by po chwili przepraszać i ponownie gościć
Najlepszym rozwiązaniem była zatem ucieczka w miasto... a ono jest naprawdę przepiękne.